Vučine - egzotyczna kraina winem płynąca.

Już miałyśmy wracać na północ i snuć plany na kolejne tygodnie podróży, gdy niespodziewanie trafiłyśmy do małego raju...

CHORWACJAO PODRÓŻACH

5/27/20225 min read

Ostatnie 3 tygodnie naszej podróży to ponad 700 kilometrów pokonanych wzdłuż wybrzeża Chorwacji. Już miałyśmy wracać na północ i snuć plany na kolejne tygodnie podróży, gdy niespodziewanie trafiłyśmy do małego raju...

Zmęczone zwiedzaniem Dubrovnika, wsiadłyśmy do auta z zamiarem powrotu jak najdalej na północ kraju. Gorąc jednak dawał się we znaki i szybko zaczęłyśmy rozglądać się za kempingiem, na którym mogłybyśmy odpocząć w cieniu i ruszyć dalej z samego rana. Najbliższy kemping, jaki znalazłyśmy, znajdował się na półwyspie Pelješac i choć nie było to po drodze, postanowiłyśmy skręcić i zrobić sobie przerwę. Zjechanie z trasy okazało się świetną decyzją. Trafiłyśmy do zupełnie innej, niemal egzotycznej Chorwacji, jakiej nie widziałyśmy jeszcze podczas tej podróży...

Naszą uwagę od razu zwróciła bujna roślinność na półwyspie. Dokładnie to, czego brakowało nam przez cały pobyt w Chorwacji. Po drodze na kemping mijałyśmy niewiele zabudowanych terenów, za to mnóstwo lasów i gór. Roślinność bardzo różniła się od tej na głównym lądzie. Miałam wrażenie, że jedziemy przez dżunglę.

Kemping Vučine znajdował się w pobliżu miejscowości Žuljana, położonej w niewielkiej zatoce w połowie półwyspu. Gdy dojechałyśmy na miejsce, byłam po prostu zachwycona. Przywitała nas cisza, spokój, niemal całkowity brak turystów i ta niesłychanie bujna i zielona roślinność. Wszystko, o czym mogłyśmy marzyć po wizycie w turystycznym i tętniącym życiem mieście Dubrovnik. W okolicy kempingu znajdowały się dwie, piękne plaże. Każda z nich pusta, zachwycająca wyjątkowo turkusową wodą, kamieniami drobnymi jak piach i podwodnym życiem. W całej okolicy już z daleka widać było drogi i ścieżki prowadzące po zboczach gór, idealne na spacery z psem, pomyślałam. Cała okolica wydała mi się bardzo egzotyczna, przywiodła na myśl wspomnienia z Azji czy Ameryki Południowej. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Wiedziałam, że jeśli internet będzie zadowalającej jakości, zostaniemy tu dłużej, niż planowałyśmy...

Rodzinny kemping okazał się bardzo skromny, ale uważam to za jego atut. Uprzejmi właściciele wskazali nam miejsca postojowe dla kamperów, które podzielone były na kaskadujące tarasy, każdy z widokiem na zatokę, z własnym drzewem i odrobiną cienia.

Miejsca dla namiotów zorganizowane były z drugiej strony kempingu. Miały bezpośrednie zejście do wody, były równie zacienione i bardzo przyjemne. Cały kemping utrzymany był w klimacie chorwackiej wioski, pełnej tradycyjnych detali i ozdób. Infrastruktura była bardzo podstawowa, ale zaspokajała większość naszych potrzeb. Na całym kempingu znalazło się kilka koedukacyjnych budynków sanitarnych, w tym toalety, prysznice, miejsca do mycia naczyń i prania ręcznego oraz punkty pobrań wody pitnej. Trafił nam się nawet prywatny, kamienny zlew, w którym dla odmiany miło było umyć siebie czy naczynia na zewnątrz auta. Brakowało tylko punktu do zrzucenia szarej wody, co uważam za jedyny minus tego miejsca.

Właściciele kempingu Vučine, sympatyczna, chorwacka rodzina, prowadzili na miejscu sklep z własnymi wyrobami, w tym świeżą oliwą z miejscowych oliwek, miodem oraz winem z rodzinnej winnicy.

W niedalekiej odległości od kempingu znajdowały się dwie plaże. Prowadziły do nich bezpośrednie ścieżki, jednak dojście wymagało pokonania kilku kroków w odróżnieniu od ostatnich kempingów, na których plaże miałyśmy pod samym nosem. Na obie plaże mogłyśmy z czystym sumieniem wybrać się razem z Nacho, ponieważ na obie padał cień pobliskich drzew. Tym sposobem mogłyśmy dużo dłużej cieszyć się wodą, spędzać w niej czas razem, kiedy Nacho odpoczywał w komfortowych warunkach.

Widok na zatokę był piękny, szczególnie o zachodzie słońca. Jachty przybijały tu co wieczór, ukrywając się przed wiatrem wiejącym z otwartego morza. Silne wiatry są w Chorwacji częstym zjawiskiem. Od naszego przyjazdu już dwukrotnie prędkość wiatru w porywach przekraczała 50 km/h.

Okolice Žuljany były nie tylko egzotycznie piękne, ale stwarzały świetne warunki do spacerowania z psem. Drogi i wydeptane ścieżki rozciągały się po wszystkich okolicznych górach. Na zboczach miejscowi uprawiali winorośle. Można je dostrzec na niemal każdym wzniesieniu, aż po horyzont. Rodzinne winnice to tradycja tutejszych mieszkańców i prawie każdy ma do zaoferowania własne wyroby. Z chęcią spróbowałam czerwonego wina z winnicy należącej do rodziny prowadzącej kemping. Produkty były niedrogie i bardzo smaczne.

Samo miasteczko, Žuljana, było oddalone od kempingu 5-minutowym spacerem. Nie miało do zaoferowania nic wyjątkowego, ale można było napić się tam dobrej kawy i porozmawiać z miejscowymi. Ku naszemu zdziwieniu, jednym z mieszkańców okazał się pies, husky, którego właścicielka była zachwycona widokiem innego obywatela tej samej, rzadko spotykanej w Chorwacji rasy. Doskwierał mi brak dużego sklepu lub targu, na którym mogłybyśmy kupować świeże owoce i warzywa. Tutejszy Studenac* nie należał do najtańszych ani najlepiej zaopatrzonych sklepów. W mieście znajdował się port, w którym można było wypożyczyć łódź lub kajak, ale tym razem nie skorzystałyśmy z żadnej z opcji.

Tuż obok naszego miejsca kempingowego znalazłam ukrytą ścieżkę, prowadzącą nad skalisty brzeg morza. Był to idealny spot na poranną kawę oraz zachód słońca. Kilkukrotnie wdrapaliśmy się też z Nacho na pobliskie szczyty, żeby z góry poobserwować okolicę.

Na kempingu Vučine chyba każde z nas odnalazło swój mały raj. Anika była zachwycona tutejszymi plażami, kolorem wody i podwodnymi krajobrazami. Nacho odnalazł się wśród tutejszej przyrody, w dzień wypoczywał w cieniu drzew, a wieczorami spacerował wśród gór i winorośli. Odpoczął od upalnej, chorwackiej pogody. No i ja. Ja znalazłam tu niezwykły spokój. Znalazłam czas na zdjęcia, na pisanie, na kąpiele, na czytanie, na gotowanie oraz oczywiście na pracę. Po raz pierwszy skosztowałyśmy tutaj prawdziwego "slow life". Bardzo ciężko było mi rozstać się z tą wyjątkową, egzotyczną krainą. Vučine to wspaniały spot na wakacje. Nie jest to jednak miejsce dla ludzi przyjeżdżających do Chorwacji w poszukiwaniu nadmorskiego luksusu, ale dla tych, dla których luksusem jest cisza, kempingowa prywatność i bliskość natury.